Europa po kongresie wiedeńskim sladami przeszłości 3 Prosze o wykonanie from zadane.pl. Ziemie polskie po wiośnie ludów. Europa po kongresie wiedeńskim, powt. Sprawdzian z historii pdf, historia sprawdzian klasa 7. assigned readings Chapter 16: Organizational CultureLearning Objectives:Describe the common characteristics of organizational culture.Compare the functional and dysfunctional effects of organizational culture on people and the organization.Identify the factors that create and sustain an organization’s culture.Show how culture is transmitted to employees.Describe the similarities and klasa 6. Data publikacji: Jan 29, 2021 2:45:12 PM. Pierwsza wolna elekcja (Walezy i Batory) - 19,21 min. Europa i świat po kongresie wiedeńskim. Uczeń: przedstawia decyzje kongresu wiedeńskiego w odniesieniu do Europy i świata, z uwzględnieniem podziału ziem polskich; Nasze propozycje: Klasa 7 ziemie polskie po kongresie wiedeńskim Zadanie w załączniku b from brainly.pl. Test z historii dział 1. Sprawdzian z historii dla klasy 7 przygotowany na podstawie podręcznika nowa era wczoraj i dziś z działu europa po kongresie wiedeńskim.rozwiąż test: Share your videos with friends, family, and the world Vay Tiền Trả Góp Theo Tháng Chỉ Cần Cmnd Hỗ Trợ Nợ Xấu. "Rzeczpospolita": Rosja może skończyć w Syrii tak, jak Związek Radziecki skończył 30 lat temu w Afganistanie?Aleksander Rahr: Władimir Putin nie jest na tyle szalony, rozumie, co robi. Nie zgodzi się na ofensywę lądową w Syrii, której zresztą nie zaakceptowałoby rosyjskie społeczeństwo. Będzie tylko wspierał siły Baszara al-Asada z powietrza, co zresztą na razie wystarcza, bo syryjskie wojska odnoszą sukcesy. Putin liczy też na Irańczyków. Błędem Rosjan w Afganistanie – a po nich Amerykanów i Europejczyków – było oparcie działań wojennych na własnych wojskach, a nie siłach lokalnych. Tymczasem tego typu konflikty mogą być rozwiązane tylko z udziałem wojsk krajów twierdzi, że w Syrii ląduje coraz więcej rosyjskich z moich rozmów w Moskwie wynika, że one mają jedynie ochraniać rosyjskie bazy w Tartus i Latakii. Putin chce także w ten sposób wysłać sygnał Zachodowi, że kolorowe rewolucje, arabska wiosna, już się skończyły. Pokazać, że tym razem dyktator Asad odegra kluczową rolę w wynegocjowaniu pokoju. I ta strategia się udaje: ministrowie spraw zagranicznych Unii, także Polski, uznali, że należy podjąć rozmowy z Asadem. Putin chce pokazać, że dyktatury na całym świecie, łącznie z samą Rosją, mają przyszłość? To jest ideologiczne stwierdzenie. Ujmę sprawę inaczej – cała operacja jest skierowana przeciwko modelowi pomarańczowej rewolucji. Chodzi o pokazanie, że obalenie dyktatora, autorytarnego lidera nie prowadzi do pokoju. Za tydzień będę uczestniczył w spotkaniu Klubu Wałdajskiego i tam Putin z pewnością powtórzy to, co mówił już w zeszłym roku i dwa lata temu: Zachód doprowadził do chaosu na Bliskim Wschodzie, obalając Saddama Husajna i rozwiązując jego armię, podobnie jak to zrobił w Libii. Droga do pokoju musi – zdaniem Putina – opierać się na ewolucyjnej zmianie reżimu. Rosyjscy przywódcy mówią mi: Asad nie jest naszym niezbędnym, docelowym sojusznikiem, ale jest potrzebny do ustabilizowania kraju, do rozpoczęcia ewolucyjnego procesu zmian. Rosja mogłaby więc porzucić Asada, ale stopniowo, po okresie przejściowym? Zdecydowanie. Na Kremlu już szukają jego następcy. Rosja chce przede wszystkim być częścią debaty nad pokojem na Bliskim Wschodzie, to jej główny cel. Bo Putin wie, że kształt przyszłego, wielobiegunowego świata będzie się decydował właśnie na Bliskim Wschodzie. Dlatego Rosja wspiera Iran przeciw Arabii Saudyjskiej, chce pokazać, że świat potrzebuje równowagi potęg, a nie systemu, w którym Ameryka o wszystkim decyduje. Nie ma już syryjskiego państwa, podobnie jak irackiego. Jak ma wyglądać ten nowy Bliski Wschód, w którego budowie chce uczestniczyć Rosja? Na razie Kreml zdaje się być obrońcą szyitów przeciw sunnitom. Putin jest świadom, że Syria zostanie podzielona na dwie lub trzy części, podobnie jak Irak. I kiedy to będzie się działo, Kreml nie chce zostać postawiony przed faktem dokonanym i tylko zaakceptować lub odrzucić takie rozwiązanie. Powiedzmy tak: Putin nie chce słabego Iranu. Ale rosyjska dyplomacja prowadzi bardzo złożone negocjacje. Rozmawia z Izraelczykami, z Saudyjczykami. Te kraje nie sprzeciwiają się zbyt mocno działaniom Kremla, dlatego sadzę, że Rosjanie coś im obiecali. Putin nie chce, aby Saudyjczycy całkowicie wpadli w strefę wpływów Ameryki, próbuje ich przekonać do wspólnego frontu przeciwko Państwu Islamskiemu. To może być skuteczna taktyka, bo Ameryka nie potrafi efektywnie walczyć z islamistami. Ten model ma posłużyć do przywracania pokoju w Afganistanie, oczywiście z udziałem Rosji. Tu Putin nie chce być znów sprowadzony do roli zastępcy szeryfa, jak to było w 2001 r., kiedy Kreml zamierzał pomóc Bushowi w afgańskiej wojnie, ale spotkał się z odmową. Putin rzuca więc bezpośrednie wyzwanie Ameryce na Bliskim Wschodzie? Oczywiście. Obama znalazł się pod wielką presją, aby w jakiś sposób odpowiedzieć na rosyjską interwencję. Ale jednocześnie obiecał, że w czasie swojej prezydentury wyciągnie Amerykę z bliskowschodniego bagna. Nie chce więc tuż przed odejściem z Białego Domu rozpoczynać nowej wojny. Nie tylko zresztą on. Podobnie sądzi faworyt republikanów Donald Trump: jest całkowicie przeciwny bojowym planom Johna McCaina. W Ameryce dokonała się rewolucja energetyczna, która uniezależniła kraj od ropy i gazu z Bliskiego Wschodu. Waszyngton przestał się już interesować tym regionem w takim stopniu jak kiedyś i pozwala Rosjanom interweniować. Jeśli Putin chce walczyć z Państwem Islamskim, podjąć takie ryzyko, niech to robi – rozumuje Obama. Dla Ameryki jest tylko jeden priorytet i Putin dobrze to rozumie: nic nie może zagrozić bezpieczeństwu Izraela. Dlatego wspierając Iran, Kreml bardzo uważa, aby nie zantagonizować Izraelczyków, stale utrzymuje kontakt z premierem Netanjahu. I jeśli ten się sprzeciwia sprzedaniu Iranowi pewnego rodzaju rakiet balistycznych, Kreml ich nie sprzedaje. Autopromocja Specjalna oferta letnia Pełen dostęp do treści "Rzeczpospolitej" za 5,90 zł/miesiąc KUP TERAZ Problem tylko w tym, że Rosjanie nie atakują Państwa Islamskiego – 90 proc. ich bombardowań w Syrii jest skierowanych gdzie indziej. Nie jestem przekonany, czy te liczby są prawdziwe. Oznaczałoby to, że rosyjskie dowództwo kłamie, choć oczywiście głównym celem Putina jest zniszczenie grup rebeliantów działających na zachodzie kraju, takich jak Front Nusra, i otwarcie drogi dla Asada i Hezbollahu do strategicznie ważnych terenów wokół Aleppo. Każdy ma w Syrii własną strategię: Turcy na przykład atakują głównie pozycje bojowników Partii Pracujących Kurdystanu. To bardzo ryzykowna gra, a najgroźniejszym scenariuszem jest bezpośrednie zwarcie między Rosją i wojskami NATO. Wtedy znajdziemy się na skraju trzeciej wojny światowej. Syria to mały kraj, połowa Niemiec, a naloty prowadzą tam równocześnie Francuzi, Amerykanie, Turcy i Rosjanie. Bez żadnej koordynacji. Znaleźliśmy się tak blisko globalnej konfrontacji jak w czasie kryzysu kubańskiego w 1962 r.? Jeszcze nie, bo wciąż mamy przynajmniej jeden wspólny interes – zatrzymanie terroryzmu, Państwa Islamskiego. A także wstrzymanie fali uchodźców, stabilizację Bliskiego Wschodu. Amerykanów i Rosjan dzieli głównie to, że pierwsi wspierają sunnitów, drudzy szyitów i ten układ powtarza się w Iraku, Jemenie, niemal na całym Bliskim Wschodzie. Jeśli Rosja zaangażuje się w tych wszystkich miejscach, stanie się z konieczności światową potęgą? Słowa Obamy, że Rosja jest tylko regionalną potęgą, oczywiście sprowokowały Kreml. Putin chciał pokazać, kto rzeczywiście coś potrafi zrobić, a nie tylko mówić. Tak jak w przypadku Krymu decyzję o interwencji w Syrii Putin podjął w bardzo wąskim gronie? Obama twierdzi, że o wszystkim wiedział wcześniej, że tym razem nie dał się zaskoczyć. Ja sam byłem zaskoczony rosyjską interwencją w Syrii, ale CIA z pewnością nie. To jest najlepszy wywiad świata. Tym bardziej że trudno uwierzyć, iż decyzja została podjęta przez jednego człowieka. Model rozwiązania konfliktu w Syrii Putin chce przenieść tylko do innych krajów Bliskiego Wschodu czy szerzej, do innych regionów globu? Świat się zmienia... Czy można być pewnym, że Unia wyjdzie z kryzysu uchodźców równie obronną ręką jak z kryzysu greckiego? Bo jeśli nie, to Kreml chce uczestniczyć w wielostronnych rozmowach o przyszłości Europy. Gra Putina jest bardzo prosta: nie pozwoli, aby Rosja znowu była przegranym wielkich zmian, jak to było na początku lat 90. Moi rozmówcy w Moskwie nie chcą już słyszeć o OBWE, chcą nowego kongresu wiedeńskiego. Powraca pomysł wspólnego europejskiego domu Gorbaczowa? Na sesji ONZ w Nowym Jorku Putin powiedział trzy istotne rzeczy. Zaproponował Zachodowi sojusz w walce z terroryzmem, konstruktywną postawę Rosji na szczycie klimatycznym w Paryżu w grudniu i wspólny dom od Lizbony do Władywostoku. To ostatnie było zresztą odpowiedzią na propozycję Angeli Merkel. Rosja przejmuję inicjatywę, skoro Amerykanie pozostawiają wolne pole. Wszystko to jest bardzo niepokojące dla Polski. Po kongresie wiedeńskim straciliśmy niepodległość na przeszło sto lat. (śmiech) Rozumiem. Ale nie chodzi tu o wynik, tylko o metodę, powrót do koncepcji koncertu wielkich potęg. W tym „europejskim domu" mają się rozpłynąć NATO i UE? Nie sądzę, aby Europejczycy na to się zgodzili. Ale muszą zrozumieć, że Rosja nie będzie już akceptować ograniczania Europy do NATO, do Unii. Rosja nie chce być trwale wyrzucona na margines kontynentu. Dlatego doszło do wojny w Gruzji, na Ukrainie. W zamian za współpracę Putina w Syrii Zachód sprzeda Ukrainę? Jeśli Merkel nie byłaby przekonana, że rosyjska ofensywa w Syrii przyczyni się do rozwiązania problemu uchodźców, nie wspierałaby tam działań Putina. A wspiera, choć oczywiście bez entuzjazmu. Gdy zaś idzie o Ukrainę, Niemcy i Francja zgodziły się na „zamrożenie" konfliktu w Donbasie, co zostało źle przyjęte przez prezydenta Petra Poroszenkę. Ale dla Moskwy, a także dla Paryża i Berlina, to lepsze rozwiązanie, bo pozwala skoncentrować się na pilniejszych sprawach, czyli na Syrii. W jakim kierunku ewoluuje reżim Putina: twardej dyktatury? To nie jest dyktatura, raczej reżim pośredni. Z jednej strony Kreml jest twardy wobec organizacji pozarządowych, ale z drugiej pozwala ludziom swobodnie podróżować, własność prywatna nie jest naruszana, przynajmniej w stosunku do większości obywateli. Ludzie mają internet. To prawda – Rosja nie zmierza w kierunku liberalnej demokracji, jak się tego spodziewaliśmy jeszcze kilka lat temu. Raczej ewoluuje ku temu, czym była zawsze w historii: tworem pośrednim między Azją i Europą, ustrojem z pewnymi cechami demokracji i autorytaryzmu. Rosja nigdy nie będzie Polską, ma za sobą inną historię. Putin to zatem car reformator? Ktoś między Aleksandrem II i Aleksandrem III, z jednej strony wdraża liberalne reformy gospodarcze, a z drugiej – wzmacnia instytucje państwa. Kryzys gospodarczy nie zniweczy jego reformatorskich ambicji? Gdyby inne gospodarki kwitły, a Rosja znajdowała się w głębokim kryzysie, Putin miałby bardzo poważny problem. Ale kłopoty Rosji to część znacznie szerszego załamania koniunktury na świecie. Chiny przecież także cierpią, inwestorzy stamtąd się wycofują. Owszem, Rosja ma problem z załamaniem cen gazu, ropy, z unijnymi sankcjami. Ale zachowała trzecie pod względem wielkości rezerwy walutowe na świecie i dopóki nie zostaną one roztrwonione jak w 1998 r., Putin ma znaczne pole manewru. W Rosji nie ma też masowego bezrobocia, kapitał przestał uciekać w popłochu. Jest wiele kłopotów, ale nie doszło do katastrofy, którą jeszcze parę miesięcy temu tak wielu wróżyło. Alexander Rahr jest uważany za jednego z najlepszych znawców współczesnej Rosji w Niemczech. Zna prywatnie Władimira Putina, którego biografię napisał. Odegrał kluczową rolę w uwolnieniu Michaiła Chodorkowskiego w 2013 r. Opublikowano: 2021-02-17 13:06: Dział: Świat Europa Środkowa jako wspólnota losu, kultury i ducha. Grupa Wyszehradzka jako wyraz regionalnej odrębności i podmiotowości Świat opublikowano: 2021-02-17 13:06: autor: PAP/Łukasz Gągulski Poniższy tekst ukazał się na czeskim portalu informacyjnym z okazji 30. rocznicy powstania Grupy Wyszehradzkiej. W latach 80. Milan Kundera pisał o wspólnocie losu łączącej narody Europy Środkowej. Miał na myśli balansowanie między istnieniem a nieistnieniem. Gdybyśmy powiedzieli Niemcowi, że Niemcy mogą zniknąć i przestać istnieć, wydałoby mu się to nieprawdopodobne. Podobnie dla Francuza absurdalna byłaby myśl, że Francja może nie istnieć. Taka perspektywa jest jednak czymś realnym dla Czechów, Słowaków, Polaków, Węgrów, Litwinów, Łotyszy, Estończyków, Bułgarów, Rumunów, Słoweńców, Chorwatów, Ukraińców czy Białorusinów. Dla nich zniknięcie z mapy świata to nie sprawa wyobraźni, ale żywej pamięci, a nawet realnych doświadczeń z niedawnej przeszłości. Wszystkie kraje Trójmorza (położone między morzami: Bałtyckim, Adriatyckim i Czarnym) łączy fakt, że w ciągu ostatnich pięciuset lat każde z nich co najmniej dwa razy traciło niepodległość. Jak mówi minister spraw zagranicznych Polski Zbigniew Rau: Rezultatem długotrwałej utraty niepodległości było doświadczenie braku podmiotowości. Ościenne mocarstwa, gdy ze sobą walczyły, to na naszych ziemiach. Kiedy zawierały pokój, to naszym kosztem. Dla nich zawsze byliśmy peryferiami, prowincją, buforem. W związku z tym przez długi czas nie mieliśmy własnych instytucji oraz doświadczenia życia publicznego, które zakładałoby podmiotowość. Nie było tu stabilizacji instytucjonalnej charakterystycznej dla ówczesnego Zachodu. Wiek XIX stanowił dla Europy Zachodniej okres niebywałego rozwoju gospodarczego. W tym samym czasie większość narodów Europy Środkowej nie miała swojego państwa. Pozbawione własnej podmiotowości, nie mogły w należytym stopniu uczestniczyć w dobrodziejstwach związanych ze skokiem cywilizacyjnym. Po Kongresie Wiedeńskim w 1815 roku region nazywany dziś Trójmorzem został podzielony między Prusy, Austrię, Rosję i Turcję. Wielce wymowny jest fakt, że pomiędzy tymi potęgami istniało wówczas tylko jedno suwerenne państwo: Czarnogóra. W XX wieku decyzje o przyszłości Europy zapadały głównie w takich stolicach, jak Waszyngton, Moskwa, Londyn, Paryż, Berlin. Przez długie dziesięciolecia przyzwyczajono się, że na obszarze rozciągającym się pomiędzy Rosją a Niemcami nie rozlegał się żaden głos, z którym należało się liczyć. Ostatnim takim ośrodkiem był Wiedeń, ale rozpad monarchii habsburskiej zakończył tę rolę. Narody Europy Środkowej traktowane były więc jak przedmioty, a nie podmioty polityki międzynarodowej. Doświadczyli tego bardzo mocno zarówno Polacy, jak i Czesi. Ze zniknięciem Czech jako państwa w marcu 1939 roku pogodziła się przecież cała Europa Zachodnia. Do momentu wybuchu II wojny światowej nieistnienie państwa czeskiego nie obchodziło nikogo w europejskich stolicach. Podobnego desinteressement Zachodu wobec ich niepodległości doświadczyły także inne narody naszego regionu. Kraje Europy Środkowej łączy więc wspólnota losu, a także kultury i ducha. Niedawno renomowany ośrodek socjologiczno-analityczny Pew Research Center przeprowadził badania na temat systemu wartości panującego dziś w Europie. Przepytano 56 tysięcy osób w 34 krajach, o stosunek do takich kwestii, jak państwo narodowe, polityka imigracyjna, stosunek do związków jednopłciowych itd. Obraz, jaki się z tego wyłonił, pokazywał nasz kontynent podzielony na dwie części, przy czym granica aksjologiczna niemal dokładnie pokrywała się z „żelazną kurtyną”. Europa Zachodnia i Środkowa znalazły się po dwóch stronach tej linii. Jedną z różnic był stosunek do państwa narodowego, do którego mieszkańcy naszego regionu są mocniej przywiązani niż ludzie na Zachodzie. Zapewne wynika to z faktu, że przez długi czas nie mieliśmy własnej państwowości, w związku z czym bardziej ją cenimy, bo wiemy, jak jest krucha, a zarazem mamy świadomość, że stanowi ona gwarancję obrony naszych interesów narodowych. Dzięki temu jesteśmy jednak bardziej przywiązani do demokracji niż Europejczycy na Zachodzie. System demokratyczny mógł się bowiem wykształcić tylko w ramach państwa narodowego. Dlatego, że suwerenem w demokracji jest demos (lud, populus), a nie ma czegoś takiego jak naród europejski. Naród europejski nie może być więc suwerenem w ustroju demokratycznym. To znaczy, że demokracja jest możliwa tylko w państwach narodowych. Tam, gdzie następuje przekazywanie coraz większej liczby uprawnień i kompetencji na rzecz organizacji ponadnarodowych i międzynarodowych, tam realnie ograniczana jest demokracja. Kraje naszego regionu są bardziej na to wyczulone, dlatego sprzeciwiają się federalistycznym projektom Unii Europejskiej i centralistycznym zapędom Brukseli. Powstanie Grupy Wyszehradzkiej to pierwsza próba wyartykułowania własnego poczucia odrębności i podmiotowości przez kraje Europy Środkowej. Wiąże się z tym uświadomienie sobie wspólnych interesów cywilizacyjnych i gospodarczych oraz konieczność zapewnienia sobie bezpieczeństwa. Tylko wspólnie Polska, Czechy, Słowacja i Węgry są w stanie walczyć o swą podmiotowość w ramach Unii Europejskiej. Razem możemy więcej niż każdy z nas osobno. Publikacja dostępna na stronie:

europa i świat po kongresie wiedeńskim